Słodko-gorzka inauguracja Euro 2024 dla Polaków


Zdradzamy, co działo się za kulisami meczu Polska – Holandia w Hamburgu

17 czerwca 2024 Słodko-gorzka inauguracja Euro 2024 dla Polaków
Bartosz Burski (iGol.pl)

To już tradycja, że piłkarskie turnieje z udziałem „Biało-czerwonych” co dwa lata mają taki sam przebieg. Najpierw mecz inauguracyjny, później o wszystko, a na koniec już tylko o honor. I chociaż niedzielny wynik spotkania Polska – Holandia wpisuje się w wyżej opisany schemat, kibice polskiej reprezentacji mogą patrzeć w przyszłość z umiarkowanym optymizmem.


Udostępnij na Udostępnij na


Wczorajsza przegrana Polaków daleka była bowiem od stylu, do którego zdążyliśmy się przyzwyczaić na poprzednich imprezach.

Witajcie w naszej bajce…

– A teraz wszyscy razem głośno! Pokażmy im, jak się kibicuje! Biało-czerwooooone to barwy niezwyciężooooone! – w pociągu przemieszczającym się z centrum miasta w okolice Volksparkstadion co rusz dało się słyszeć podobne okrzyki, mobilizujące do wzmożonego dopingu w momencie napotykania kolejnych grupek holenderskich kibiców. Chociaż Polacy nie uchodzili za faworytów niedzielnego pojedynku, wiara wśród sympatyków polskiej reprezentacji pozostała niezachwiana. Duża w tym zasługa selekcjonera naszej drużyny narodowej. Michał Probierz w krótkim czasie zrobił coś, czego nie udało się poprzednim trenerom. Przywrócił drużynie narodowej tożsamość. Sprawił, że kibice na nowo zaczęli identyfikować się z drużyną. I to drużyną, która już nie ma w swoim składzie starych wyjadaczy i wielu postaci wręcz kultowych: Błaszczykowskiego, Piszczka czy Krychowiaka. W ich miejsce pojawili się gracze anonimowi dla niedzielnego kibica.

Kto z turniejowych sympatyków reprezentacji Polski wcześniej słyszał o Piotrowskim, Buksie czy Urbańskim? Zresztą oni sami pewnie jeszcze kilka(naście) miesięcy temu nie sądzili, że wybiegną na murawę w Hamburgu. Tym bardziej symboliczne były słowa piosenki, które wybrzmiały ze stadionowych głośników na przedmeczowej rozgrzewce.

„Witajcie w naszej bajce…” – usłyszeli „Biało-czerwoni” i pewnie niejednemu z reprezentantów przeszła przez głowę myśl, że życie potrafi pisać niesamowite scenariusze. Dla wielu z nich występ na europejskim czempionacie to spełnienie dziecięcych marzeń, które nie tak dawno wydawały się tak odległe…

Polska – Holandia. Kibice dali radę

Mecz w Hamburgu przyciągnął rzesze fanów reprezentacji Polski. Była oczywiście Polonia z Niemiec, ale też osoby z Górnego Śląska, znad morza, Rzeszowa, Łodzi, Poznania i setek innych mniejszych miejscowości, których nazwy znajdowały się na flagach wywieszonych na całym stadionie. Były osoby zamożniejsze i te, które na mecz wydały ostatnie oszczędności (standardowe wejściówki w dwóch najdroższych kategoriach kosztowały odpowiednio 150 i 200 euro). Byli też tacy, którzy jeszcze na dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem bezskutecznie poszukiwali biletów na mecz.

Na trybunach stadionu w Hamburgu pojawiły się rodziny z dziećmi, ale i osoby starsze. Jeden z napotkanych przez nas emerytów już po meczu zadzwonił do swojej żony.

Nieźle nasi grali, co? W ogóle oglądałaś ten mecz? Szkoda tej porażki… Teraz jeszcze tak z 16-17 godzin jazdy autobusem, ale było warto! – emocjonował się przez słuchawkę na oko sześćdziesięcioparoletni mężczyzna z Białegostoku, nie dowierzając, że jego ślubna nie zdecydowała się spędzić niedzielnego popołudnia przed telewizorem.

Nieważne jak – ważne, że na miejscu

Nie tylko odległość nie stanowiła dla sympatyków reprezentacji większych przeszkód. Na miejscu obecni byli również ci, którzy z pewnych względów mają w życiu trudniej. W centrum miasta minęliśmy dwóch mężczyzn przyodzianych w koszulki polskiej reprezentacji. Jeden z nich poruszał się na wózku inwalidzkim. Nagle drogę przeciął im samochód z niemiecką rejestracją, ale przystrojony w biało-czerwoną flagę. Kierowca volkswagena klaksonem pozdrowił niepełnosprawnego kibica, dając wyraz uznania dla jego determinacji przy wspieraniu „Biało-czerwonych”.

Spotykaliśmy też w Hamburgu osoby, które przyjechały z Polski kamperami, a czas przed spotkaniem i po nim spędzały w swoich pojazdach, oddając się konsumpcji lokalnych produktów w rytmie polskiej muzyki puszczanej z przenośnego głośnika. Dla wielu nieważne było, w jaki sposób dotarli na mecz. Liczyło się tylko to, by tego dnia wspierać drużynę narodową. Kibicować kadrowiczom przyjechali również bliscy naszych reprezentantów. W tłumie zmierzającym na mecz Polska – Holandia można było zauważyć m.in. partnerkę Pawła Dawidowicza czy liczną delegację z Włoch, którą tworzyli znajomi i rodzina Nikoli Zalewskiego, wszyscy przyodziani w trykoty z jego nazwiskiem.

Polska – Holandia, czyli (prawie) jak w domu

Polskich akcentów w Hamburgu było zresztą znacznie więcej. I to często przygotowanych przez samych gospodarzy. Niemieccy wolontariusze rozstawieni co kilkaset metrów na drodze prowadzącej od stacji kolejowej do stadionu pozdrawiali kibiców znad Wisły swojskim „dzień dobry”. Już na stadionie pojawiły się również nasze narodowe wstawki. Przed pierwszym gwizdkiem puszczono z głośników polskie piosenki. Chwilę później wyemitowano nagranie z Michałem Probierzem, który zapowiadał skład naszej kadry. A na koniec na telebimie pojawił się Jeremy Sochan. Koszykarz z NBA zapewnił wszystkich zgromadzonych na Volksparkstadion, że trzyma kciuki za polską drużyną.

Takie małe gesty mają duży wpływ na końcowy odbiór piłkarskiego widowiska. Bo mecze na Euro 2024 to nie tylko futbolowe zmagania, ale przede wszystkim show, do którego swoimi portfelami dokładają się kibice z całego świata.

Aby być sprawiedliwym, trzeba przyznać, że to Holendrzy stanowili większość na stadionie w Hamburgu. Fani „Oranje” zgromadzili się przed spotkaniem w okolicach hamburskiej strefy kibica, skąd wszyscy razem przemieścili się w okolice stadionu. Pomarańczowy tłum robił ogromne wrażenie.

Fani „Biało-czerwonych” przeważali z kolei w ścisłym centrum, co najlepiej można było zauważyć po pozostawionych w okolicach ratusza opróżnionych puszkach złocistego trunku, który według słów telewizyjnej reklamy ułatwia przechodzenie na ty…

Ordnung muss sein – tak, ale… nie zawsze

Z pewnym niedowierzaniem przyjmowaliśmy słowa dziennikarzy, którzy tuż przed startem turnieju oraz krótko po jego inauguracji krytycznie oceniali działania organizatorów. Obrywało się zwłaszcza pracownikom UEFA, którzy byli odpowiedzialni za wydawanie dziennikarskich akredytacji. Wielu żurnalistów zostało odesłanych z kwitkiem, gdyż ich dokumenty tożsamości nie pokrywały się z danymi wprowadzonymi w systemie akredytacyjnym. Kością niezgody okazały się polskie znaki diakrytyczne i… drugie imiona. UEFA postanowiła bowiem bardzo szczegółowo sprawdzać zgodność wspomnianych pozycji. Jakiekolwiek różnice działały na niekorzyść potencjalnego posiadacza dziennikarskiej przepustki. Ordnung muss sein? Jak się później okazało – niekoniecznie! Po paru dniach UEFA poluzowała obostrzenia, a dzięki współpracy z polskim konsulatem procedura potwierdzania tożsamości w wątpliwych przypadkach została skrócona z kilku dni do 3-4 godzin.

Pewną dozą wyrozumiałości wykazywali się również niemieccy policjanci. Przymykali oko na drobne przewinienia, jak przekraczanie jezdni na czerwonym świetle czy też w nieoznakowanych miejscach. Kibice mogli też – bez większych konsekwencji – korzystać z uroków natury, załatwiając swoje potrzeby fizjologiczne na zielonych terenach prowadzących do wejść na stadion w Hamburgu.

Z drugiej strony, funkcjonariusze potrafili też zachować zimną krew w sytuacji zagrożenia. Policjanci jeszcze przed meczem oddali strzały w kierunku mężczyzny, który w okolicach strefy kibica przemieszczał się z siekierą w ręku i nie reagował na polecenia mundurowych. Napastnik został zneutralizowany.

Wir fahren nach Berlin

Jeśli nie udało się Wam dotrzeć do Hamburga – nic straconego. „Biało-czerwoni” wkrótce zagrają z Austrią w Berlinie. I wiele wskazuje na to, że właśnie tam podopieczni Michała Probierza mogą liczyć na największe wsparcie.

Stolica Niemiec to miejsce, które dla Polaków powinno być osiągalne w najprostszy sposób. Plusem jest nie tylko odległość, lecz także pojemność obiektu, na którym zostanie rozegrane spotkanie. Olympiastadion podczas meczów Euro 2024 pomieści ponad 71 tysięcy osób. Poza tym w Berlinie funkcjonują dwie specjalne strefy kibica, w których łącznie zgromadzić się może nawet 40 tysięcy kibiców. To wszystko sprawia, że polscy piłkarze w najbliższy piątek będą mogli się poczuć, jakby naprawdę grali u siebie. Oby tylko wynik najbliższego spotkania był lepszy niż ten w Hamburgu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze